Z ponad 30-tu aut posiadanych przeze mnie chyba najmilej wspominam ten pojazd. Dostarczył mi wiele frajdy zarówno przy budowaniu go jak i przy użytkowaniu. Pozwolił mi zdobyć ładnych parę pucharów, zasuwał aż miło i był tyle skuteczny co bezawaryjny. Pokonałem nim łącznie około 35 tys. km…. Ale do rzeczy…..
Po pierwszych dwóch latach uczestnictwa w różnych imprezach terenowych doszedłem do wniosku, że osiągnięcie lepszych wyników będzie możliwe tylko dzięki zbudowaniu sprawniejszego auta. Gaziki były kochane ale demoniczny pod względem mocy silnik S 21 pozwalał ukończyć imprezę, jednak o czołowych miejscach nie można było marzyć…. Decyzja o budowie zapadła pod koniec 1998 roku, znalazłem w okolicach Włocławka Uaza bez silnika, decyzja zapadła szybko, laweta i jedziemy…. Na miejscu okazało się, że wcale tak źle nie wygląda, zapakowaliśmy auto i powrót (200 km) do domu, zrzuciłem auto, wepchnąłem do garażu i zaczęły się prace. Długo dumałem nad jednostką napędową, wybór padł na silnik BMW M 10 o pojemności 2,0 wyposażony w dwa podciśnieniowe gaźniki Stromberg’a, jak na zdjęciu:
Silnik dysponował mocą około 120 KM i na szczęście nie posiadał zbyt wiele elektroniki 😉 Ciekawostką był aparat zapłonowy, w którym palec zapłonowy kręcił się w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara… Silnik pochodził od znajomego i miał być w idealnym stanie technicznym (był po remoncie). Ponieważ wykorzystałem też oryginalną skrzynię biegów rodem z BMW doszedłem do wniosku, że trzeba nieco “spowolnić” przekazanie mocy na mosty…. Zastosowałem skrzynię rozdzielczo – redukcyjną rodem z GAZ’a 69, w której przełożenie biegu szosowego wynosi 1,15 a terenowego 2,78. W połączeniu z nowymi oponami Marshall Powerguard MT w rozmiarze 31″ i przełożeniami mostów bardzo dobrze współgrało 😉
Nie zapomnę wesołej historii związanej z zakupem opon….. Były to czasy, kiedy nie było takiego wyboru jak dziś. Opony załatwiał dla mnie Norbert, przypłynęły prosto z USA….. Ponieważ jechałem na naradę leśniczych to zostawiłem kasę na zapłacenie Hani (1760 zł….. w 199 roku…..). Umyślny przybył koło południa, wyładował opony i zapytał o formę płatności, Hania powiedziała że już płaci. Podała kasę ale nie chciała wypuścić jej z rąk, dostawca po kilkunastu sekundach powiedział: “To może mąż zrobi przelew….”. Dopiero wtedy Hania wypuściła kasę z swych rąk…. 😉
Mocowanie silnika do ramy, wstawienie belki pod reduktor, zgranie długości wałów i inne sprawy były drobiazgami 😉 Trochę czasu zajęło “modelowanie” wydechu, podcięcie progów, wstawienie pancernych nadkoli itp. Odnowiłem układ hamulcowy pozostawiając jednostopniową pompę hamulcową i zakładając komplet nowych szczę, bębnów i przewodów hamulcowych. Auto otrzymało piękny żółty kolor L 220 z dodatkiem utwardzacza 😉 Na początku nie montowałem klatki, foteli kubełków czy wspomagania kierownicy….. O pasach nie wspomnę….. 😉 Wiosną 1999 roku auto wyjechało z garażu, pierwsze imprezy weryfikowały drobiazgi choć muszę przyznać, że jedyny problem stanowiła pompa paliwowa, która po naspawaniu trzpienia odpowiedzialnego za jej wydajność problemy znikły.
Wyszło coś takiego:
Reflektory od malucha, migacze z postojówkami rodem z C 360, przednie błotniki to modyfikacja tylnych błotników z C 360….. Miało się fantazję….. Przedni grill był rzeźbiony kątówka, podwyższenie na masce również 😉 Ale trzeba przyznać, że wszytko wbrew pozorom trzymało się “kupy” i działało….. Pierwsze odpalenie i przejażdżki potwierdziły, że auto zbiera się, lubi wysokie obroty ale kręci aż po 7 tys.obr./min…… Super 😉
Kilka uczestnictw w imprezach potwierdziły potencjał auta, nawet udało się wygrać coś… trzeba było jednak nauczyć się auta, po raz pierwszy dodanie gazu mogło spowodować okopanie się w piasku lub błocie….. Przedtem tego nie było….. 😉 Po imprezie w Chojnicach ledwo wróciłem do domu, jedna z panewek była głośniejsza od całego auta…. Udało się dojechać do domu, natychmiastowy wjazd na kanał, zdjęcie miski i wszystko jasne…. Mechanik po włożeniu panewek nie dokręcił porządnie stopy korbowodu na drugim cylindrze…. Zaopatrzyłem się w zestaw wzmacnianych panewek i co dwa-trzy miesiące wymieniałem panewki….. Równolegle zaczęły się poszukiwania kolejnego silnika. Jumbo w tej konfiguracji wygrał jeszcze Kałużewo, gdzie skok na ostatniej hopce doprowadził do złamania przedniego mostu na pół, naderwania nadkoli i urwania kolektora wydechowego.
Wnieśliśmy auto na lawetę i do domu w glorii chwały 😉 Następnego dnia most był już naprawione, w poniedziałek kupiłem kolektor i auto jeździło nadal. Silnik osiągnął kres w dniu organizowanego przeze mnie rajdu Biskupice. Wystartowałem z rana dość ostro, pękł filtr oleju i nim w ferworze walki zauważyłem brak ciśnienia na wskaźniku to przyłapało…. Jakoś rajd obsłużyłem i odstawiłem brykę pod dach…. Po poszukiwaniach przywiozłem kolejny silnik BMW, tym razem 6R, dwa tygodnie mocowałem go w aucie, dorabiałem wydech i nie tylko. Na końcu okazało się, że ma mały feler…. Brak ciśnienia na wszystkich cylindrach…. Gorączkowe poszukiwania zakończyły się przywiezieniem silnika 2,3 rodem z Mercedesa, wystarczyło wyrzucić wtrysk, zamontować pompę paliwa, kolektor z gaźnikiem i kilka innych drobiazgów. Dodatkowo trzeba było załatwić skrzynię biegów, dorobić wał (krótki) i kilka innych szczegółów technicznych. Dodatkowo auto dostało klatkę zgodną z załącznikiem (wiecie o czym mowa), fotele kubełki, porządne pasy dwucalowe, największym bajerem była malutka kierownica i bardzo wydajne wspomaganie kierownicy. Po pierwszych przejażdżkach dorobiłem wydajniejsze chłodzenie i zamontowałem na tylnej osi amortyzatory o skoku 35 cm…. Oczywiście przerobiłem też resory i wyposażyłem je w “polibusze” rodem z DRM (wtedy hit). Zawiecha zaczęła wybierać:
Zastosowałem nawet bezodrzutnikowy palec zapłonowy, skutkowało to osiąganiem obrotów rzędu 8 tys./min…… Osiągi – 0-100 km/godz w dobre 10 sekund, prędkość maksymalna rzędu 165 km/godz….. Żeby było ciekawiej przy jeżdżeniu po lesie i okolicy mieścił się w 12 l/100 km, na rajdzie około 25 l/100 km. Dziewiczy rajd to Dąbrówka Kościelna (zdjęcie poniżej), wyszło kilka drobiazgów, za sztywne przednie odboje, mały skręt w prawo, szybko to poprawiłem, łącznie z mechanicznym blokowaniem wiecznie otwierających się drzwi….. 😉
Efekt finalny na zdjęciu poniżej 🙂
Auto zaliczyło sporo rajdów i innych impreza, bezawaryjne, w Chojnicach przeżyło ponad 20-sto metrowy skok….. Wygrałem nim kilka imprez, zaliczyłem nawet sławetną Hałdę w Wałbrzychu… Ostatnia impreza to Biedrusko, po której został sprzedany tylko dlatego, że mój ówczesny pilot załatwił G-klasse do przebudowy. Po sprzedaży Jumbo wycofał się z oferty i nie tylko…. Naprawdę szkoda, z czasem otrzymałby zawiechę na sprężynach, mosty Patrola i duży silnik…. Ale bywa.
Tyle o naprawdę wspaniałym Uazie (prawie….), który dał mi wiele radości…
Pozdrawiam terenowo.
Seba 4×4